Sully
"Wracałam z imprezy, było bardzo późno, gdy otworzyłam drzwi od domu, mama już na mnie czekała, bardzo się wtedy pokłóciłyśmy się, uderzyła mnie w twarz, ze łzami w oczach uciekłam z domu, pobiegłam na najbliższy przystanek, usiadłam i nie mogłam powstrzymać łez, czułam to, co każda nastolatka w trudnych chwilach, czyli o skończeniu ze sobą, czułam jak lekkie podmuchy wiatru prowadzą mnie do lasu, to było jak hipnoza, nie mogłam się oprzeć. Wstałam i ruszyłam w stronę wielkiego ciemnego lasu, nie czułam strachu ani żadnego zagrożenia moje ruchy były jak zaczarowane, stawiałam pewne kroki, nie miałam pojęcia dokąd idę, przemieszczałam się pomiędzy drzewami, stając się jednością z lasem. W końcu dotarłam tam, gdzie prowadził mnie wiatr, kilkanaście metrów dalej dostrzegłam coś, to był mężczyzna, był lekko wychylony, miał na sobie żółtą uśmiechniętą maskę i był ubrany w lekko za dużą kurtkę oraz stare jeansy, mimo że nie widziałam jego wzroku, czułam, że nie tylko widzi mnie z wierzchu, ale widzi też moją duszę, czułam strach i jednocześnie bezpieczeństwo. Nagle wyciągnął do mnie rękę, czułam, że zaprasza mnie do siebie, pokusa była za duża, nie mogłam się oprzeć, musiałam z nim iść. Zrobiłam kilka kroków w jego stronę, widząc to odwrócił się i zaczął iść w przeciwną stronę, cały czas szłam za nim, aż w końcu dotarliśmy do starego domku, on wszedł pierwszy, a ja chwilę za nim, po otwarciu drzwi, od razu rzuciła mi się w oczy dziewczyna siedząca w kącie, gdy podeszłam bliżej, zauważyłam, że tnie swoje ręce starym kawałkiem szkła, wiedziałam, że dokonała wyboru, odwróciłam się i usiadłam przy stole, na którym leżała herbata, wiedziałam, że to dla mnie, wzięłam łyka i podniosłam wzrok, z drugiego pokoju lekko wychylał się spotkamy mężczyzna, nie powiedział do mnie ani słowa, ale wiedziałam, co chce mi powiedzieć. Chciał, żebym dokonała wyboru życie czy śmierć. Wiedziałam, że on nie będzie naciskał, że będzie przychylny mojej decyzji, ale czułam, że jestem już jego częścią. Po chwili ruszył na mnie, nie mogłam się ruszyć, całe poczucie bezpieczeństwa minęło, moim oczom ukazał się wysoki smukły potwór, nie mogłam uznać go za człowieka, podszedł do mnie i chwycił mnie za rękę, czułam jak cała siła mojej duszy umarła, nagle mnie pościł, szybko wstałam i wybiegłam z chaty, odwróciłam się, aby zobaczyć, czy mnie nie goni, stał przed swoim domem z dziewczyną, która wcześniej siedziała w kącie i się cięła, stanęłam i patrzyłam na nich, nagle chwycił ją i podciął jej gardło, krzyknęłam i uciekłam do domu."
Znałem tę dziewczynę tylko z widzenia, było dość głośno o tym, że pokłóciła się z mamą i uciekła z domu, ale wróciła następnego dnia, z tego, co słyszałem to przestała wychodzić z domu. Kilka dni później znaleźli ją w lesie, powiesiła się, zostawiła list dokładnie opisujący co stało się tej nocy. Na lewej ręce miała wycięty napis "Sully'. Wieść o wyciętym napisie rozeszła się bardzo szybko, a to wszystko przez legendę związaną z tym lasem. Otóż bardzo dawno, w chacie która znajdowała się w środku lasu mieszkała rodzina Wilson, a dokładnie matka z synem, który miał na imię Sallivan. Chłopiec był bardzo specyficzny, na jego widok każdy odczuwał strach i depresję, bardzo dobrze znał się na ludziach, wielokrotnie w prosty sposób namawiał dzieci w swoim wieku do okaleczania siebie lub próby utraty życia. Jego matka zniknęła w nieoczekiwanych okolicznościach, a sam Sallivan był widziany kilkukrotnie obok swojego domu długo po tych zdarzeniach. W naszych okolicach ginie bardzo dużo młodych osób popełniając samobójstwa, przez to utarła się legenda o chłopcu Sally który zwabia do lasu młode osoby które są podatne na jego perswazję i zmusza je do odebrania sobie życia. Nikt nigdy nie mógł go sfotografować ani znaleźć go w chacie, nielicznym udało się przeżyć spotkanie z nim, ale skończyli w fatalnym stanie psychicznym. I tak samo było w tym przypadku, Abi, mimo że przetrwała to spotkanie, to była już częścią lasu, w którym Sully dokonał na niej wyroku. Jest wiele osób, które mówią, że go widziały, ale ciężko mi jest w to uwierzyć. Oprócz śmieci Abi, została jeszcze Kira, która zaginęła kilka tygodni temu, znałem ją bardzo dobrze, dlatego dotknęło mnie jej zaginięcie, próbowałem znaleźć jakieś ślady, rozmawiałem z jej rodzicami, innymi znajomymi, ale nikt nic nie wiedział. Szerokie łukiem omijałem myśl o tym, że jej ciało leży gdzieś w lesie. Nie wiem dlaczego, ale cały czas czuję, że mnie tam ciągnie, może oszalałem, ale słyszę jak wiatr podpowiada mi, że ona znajduje się w domu rodziny Wilsonów. Jak zwykle w tego typu sprawach przyjeżdża policja, zawsze bardzo dokładnie przeszukują tę chatę, jak i cały las, ale zawsze nic nie znajdują, lecz na końcu i tak ciało tam się znajduje. Mało osób tak naprawdę wierzy w opętanego mordercę z lasu, który w niewyjaśniony sposób zaciąga młode osoby do lasu i zabija je bez żadnych śladów, są też tacy, którzy dają dary przy kapliczce, która znajduje się przy lesie i modlą się o odpuszczenie. Mijały kolejne dni, a sprawa odnośnie Abi ani trochę nie poszła do przodu, nie było żadnych śladów morderstwa, dlatego postanowiono zakończyć sprawę i uznać to jako samobójstwo. Była piątek, mieliśmy właśnie ostatnią lekcję, razem z kolegami siedzieliśmy w ostatniej ławce w ogóle nie zwracając uwagi na to, co mówi nauczycielka, czasem tylko spojrzałem na tablicę i na resztę klasy rozwiązującą zadania, graliśmy w pokera, miałem dobrą passę i wszystko wygrywałem. Siedziałem na końcu sali, dlatego miałem widok na całą klasę, właśnie podniosłem wzrok z kart, rozejrzałem się po całej klasie, moją uwagę ostatnie okno, klamka bardzo powoli się przekręcała, byłem w wielkim szoku, szła bardzo powoli do góry, tak aby nie było jej słychać, w końcu przekręciła się do końca, okno można było już bez problemu otworzyć i to właśnie się działo, byłem jak wmurowany, nikt oprócz mnie tego nie widział, lekko zaczęło się lekko uchylać, nagle przez otwarte okno wleciał silny podmuch wiatru który owjał całą klasę, nikt się tym kompletnie nie przejął oprócz jednej dziewczyny, lekko się wstrząsnęła, odwróciła wzrok w moją stronę, patrzyliśmy sobie prosto w oczy, po chwili wzięła do ręki mój scyzoryk, nie miałem pojęcia skąd go wzięła, cały czas patrząc mi prosto w oczy zaczęła ciąć swoją rękę, wszyscy byli jak zahipnotyzowani i wogule nie zwracali na nią uwagi, nie mogłem zrobić kroku w jej stronę, obróciłem głowę w lewą stronę i ruszyłem do otwartego okna, musiałem w to włożyć bardzo dużo wysiłku ponieważ czułem ogromny opór który nie pozwalał mi iść w tą stronę, chwyciłem za klamkę i z całych sił starałem się zamknąć okno które powoli udawało mi się przymykać, gdy w końcu udało mi się to zrobić, rozległ się głośny krzyk, odwróciłem głowę w stronę sali i zauważyłem zakrwawioną dziewczynę z którą miałem kontakt wzrokowy, wszyscy ruszyli aby jej pomóc a ja cały czas stałem przy oknie, jeden z moich kolegów który ruszył do pomocy, spojrzał na mnie przestraszonym wzrokiem, z jego nowy ust wyczytałem że mówił do mnie "Sully", najwidoczniej nie oszalałem, zrozumiałem że tak zaciąga swoje ofiary, za pomocą wiatru dotrze do każdego człowieka. Miałem wielki mętlik w głowie, zastanawiałem się dlaczego ja nie ulegam jego pokusom, dlaczego ja mogę sprzeciwić się jego woli i tak jak w dzisiejszej sytuacji dałem radę zamknąć okno. Było już późno na dworze zachodziło słońce, siedziałem na pobliskim placu zabaw, lekko huśtałem się na starej skrzypiącej huśtawce, patrzyłem na las który był w oddali, nagle ktoś stanął za mną i zasłonił mi oczy mówiąc "zgadnij kto to" nie wierzyłem swoim uszom, to była Kira, szybko wstałem z huśtawki i przytuliłem ją z całych sił, nie mogłem uwierzyć w to że wróciła, była małomówna.
- Gdzie byłaś, tyle cię szukałem odchodziłem od zmysłów, ja...ja... ja myślałem że nie żyjesz... Powiedz cokolwiek, nic ci nie jest... Mów do mnie Kira.
- Jestem cała i zdrowa, dzisiaj wróciłam do domu, miałam trudny okres ale już jest dobrze.
W tym momencie byłem najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi, kamień spadł mi z serca. Najpierw poszliśmy do przydrożnej restauracji na gofry, które zawsze jedliśmy co piątek, można powiedzieć, że to nasz mały rytuał, ponieważ poszliśmy do tego miejsca na naszej pierwszej randce. Powiedzieliśmy tam godzinę, na dworze było już ciemno, zapytała się mnie czy nie odprowadzę ją do domu, oczywiście zgodziłem się, całą drogę przeszliśmy, trzymając się za ręce i słuchając naszego ulubionego zespołu, szliśmy dobrze oświetlonym chodnikiem przy głównej drodze, który prowadził wprost do jej domu. W końcu dotarliśmy na miejsce stanęła przede mną uśmiechając się i poprawiając włosy, podniosła lekko wzrok i powiedziała do mnie "zamknij oczy", zrobiłem to o co mnie poprosiła. Po chwili ciszy powiedziała do mnie cichym smutnym głosem "przepraszam", od razu otworzyłem oczy, obok mnie nie było Kiry natomiast ja znajdowałem się w środku lasu, za drzewa była wychylona postać, którą wszyscy dobrze znali, ale nie widzieli, Sally patrzył na mnie z wyciągniętą ręką, najwidoczniej zapraszał mnie do siebie, nie mogłem oprzeć się pokusie, bardzo walczyłem, ale nie mogłem, zacząłem iść w jego stronę a on w tym czasie schował rękę i odwrócił się do mnie plecami, cały czas szedł przede mną w dużej odległości. W końcu dotarliśmy do jego chaty, on wszedł pierwszy a ja chwilę za nim, lekko popchnąłem drzwi i wszedłem do środka, od razu rzucił mi się widok Kiry która siedziała w kącie i zacinała się kawałkiem szkła, na szyi miała ślad jakby ktoś poderżnął jej gardło, nie mogłem jej pomóc, usiadłem przy stole, na którym była filiżanka z herbatą której nawet nie dotknąłem, z drugiego pokoju lekko wychylał się Sally patrząc w moją stronę, przerażała mnie jego żółta, uśmiechnięta maska. Siedziałem przy stole kilka minut patrząc się co chwila na Kirę i Sullyego który w końcu wyszedł z pokoju i powolnym, niepewnym krokiem zaczął do mnie zmierzać, lekko odsunął krzesło, które było na drugim końcu stołu i usiadł na nim, chwilę popatrzył na mnie. Zacząłem do mnie mówić, ale słyszałem jego głos tylko w głowie.
Sully- Bardzo zadziwiasz mnie chłopcze.
Byłem bardzo zafascynowany jak on brzmiał, jego głos był bardzo pełny i dostojny, nie mogłem mu się oprzeć chciałem cały czas go słuchać.
S- Gdyby nie ta urodziwa dama nigdy bym cię tu nie ściągnął Dylan.
Dylan- Wypuść ją!
S- Jesteś pierwszą osobą, która nie napiła się herbaty. Jesteś bardzo niesamowity, pragnę cię w moim lesie, jesteś taki jak ja.
Nie mogłem się ruszyć, chciałem spróbować uciec z Kirą, ale czułem, że mogę robić ruchy na które on mi pozwala.
S- Boisz się, czuję to, ale to dobrze, ja ciebie też się boję.
D- Czego ode mnie chcesz Sully?
S- Pierwszy raz od dawna tak ktoś do mnie powiedział, chyba na za dużo sobie pozwalasz chłopcze.
Serce strasznie mi waliło, stół był bardzo długi, dlatego ledwo go widziałem, ale bardzo dobrze dostrzegłem to jak odwrócił wzrok na Kirę.
S- Bardzo ładną masz tę dziewczynę. Zrobiła zadanie, które jej wyznaczyłem, dlatego już może dołączyć do lasu.
D- Nie zabijaj jej!
Sullywan wstał od stołu i podszedł do mnie, mocno chwycił mnie za rękę, czułem jak moja dusza umiera, to był potworny ból, ale czułem też że on też przez to umiera, po chwili mnie pościł, odwrócił się i w drodze do drugiego pokoju powiedział.
S- Zagramy w grę, masz pół godziny aby złapać Kirę która będzie uciekała, jeżeli ci się uda wypuszczę was, a jeżeli ci się nie uda, zostaniesz częścią lasu.
D- Zgoda.
Momentalnie odwrócił się w moją stronę, zawiązał pakt z moją duszą, wtedy poczułem się bardzo słaby, wiedziałem, że w ten sposób mogłem uwolnić ją z jego domu. Kira natychmiast wstała i wybiegła z domu, gdy przekroczyła próg domu, poczułem pełną swobodę, szybko wstałem i wybiegłem za nią do ogromnego lasu, nie miałem pojęcia, gdzie mogę ją znaleźć, aby nie tracić czasu zacząłem biegać bezmyślnie po ogromnym obszarze, czułem cały czas, że Sally obserwuje mój każdy ruch, starałem się podążać za wiatrem, ale nie umiałem tak dobrze się wsłuchać, przestałem na chwilę biec i stanąłem, wokół mnie była kompletna cisza, wiatr powiedział mi, gdzie Kira będzie biegła, słyszałem szelest liści i łamanych gałązek, od razu ruszyłem w to miejsce, nie miałem stuprocentowej pewności, że tam będzie, musiałem liczyć na swój instynkt, nie, ostało mi zbyt dużo czasu, biegłem z całych sił praktycznie na drugi koniec lasu, nagle za drzew zobaczyłem jak biegnie w przeciwną stronę, to była moja jedyna szansa gdy nagle usłyszałem ogromny huk, stanąłem jak wryty i patrzyłem jak Kira upada na ziemię, szybko podbiegłem do niej, nie żyła, zacząłem płakać przytulając ją, podniosłem załzawiony wzrok i ujrzałem mężczyznę ze strzelbą, momentalnie straciłem wszystkie uczucia, podniosłem się z ziemi i wyciągnąłem do niego rękę, zaprosiłem go do Sallyego, myśliwy zrobił kilka kroków w moją stronę a ja w tym czasie odwróciłem się ruszyłem w stronę chaty. Czułem kompletną obojętność i zło, wielkie ogromne zło które właśnie czyniłem, z impetem otworzyłem drzwi od chaty, z drugiego pokoju patrzył na mnie Sally, w tedy poczułem że jestem taki sam jak on.
D- Idź do diabła.
Gdy myśliwy otworzył drzwi, momentalnie wyrzuciło mnie z lasu, czułem się, jakbym leciał tysiąc kilometrów na godzinę, wszystko mi się zlewało, gdy mrugnąłem byłem już pod domem Kiry, sam w kompletnej ciszy i mroku.
Minął rok od tych drastycznych zdarzeń, po moim zdarzeniu w lesie, nie było już żadnych samobójstw w lesie, przez ten czas Sullyego widziałem tylko raz, gdy przechodziłem obok lasu, był lekko wychylony za drzewa, wyciągnął do mnie rękę, chciał mnie do siebie zaprosić, ale odmówiłem mu, odwróciłem się do niego plecami i poszedłem z dala od tego przeklętego miejsca. Zacząłem żyć normalnie ale dalej nie miałem uczyć, cały czas czułem, że jesteśmy związani ze sobą duszami, przez co po części byłem, taki jak on. Zacząłem bardzo dobrze słyszeć wiatr, kilka razy słyszałem jak próbował kogoś zaciągnąć do lasu ale mu na to nie pozwalałem, teraz długo czas wiatr nic nie mówił, dopiero ostatnimi czasy powiedział że ciało Kiry znajduje się w chacie, przez tyle czasu nikt jej nie znalazł a ja miałem tę szansę. Bez wąchania poszedłem do chaty, lekko uchyliłem drzwi i wszedłem do środka, Kira leżała martwa w rogu domu, spojrzałem na drzwi do przejścia do drugiego pokoju, Sullyego tam nie było, spojrzałem na stół, nie było na nim herbaty, ale za to leżała jego maska, odszedł z tego miejsca, zrobił to co chciał, czyli znalazł swojego zastępcę który będzie nosił jego ciężar. Do końca nie jestem pewien czy to wszystko stało się na prawdę, czuję się jakby to był sen, za wszystkie zabójstwa skazano jakiegoś mężczyznę co bardziej dawało mi do myślenia o tym że to nie zdarzyło się naprawdę. Legenda o Sullym cały czas jest opowiadana w naszym miasteczku, niekiedy słyszę że ktoś widział w lesie mężczyznę który miał żółtą uśmiechniętą maskę, wiele odważnych ludzi zaczęło polować na niego ale jak widać bez skutecznie. Reasumując, mimo tego co przeżyłem, cały czas nie jestem pewien co do istnienia Sullyego Wilsona, który porwał mnie tego dnia do lasu.