W oddali
Piękna wiosenna, cicha noc. Kompletny mrok zakrył całą dzielnicę, jedynie światła lamp ulicznych powodują, że dzielnica nie wygląda jak z horroru. Grobowa cisza jest rzeczą normalną dla ludzi żyjących w tych okolicach, ciężko znaleźć młodzież która przesiadywała by nocami. Równie ciężko znaleźć imprezy które ciągną się do późnych godzin. Jest środek tygodnia, w oddali widać czerwone strumienie światła przypominające fajerwerki unoszące się ku górze, a za nim następne dwa które wybuchają w powietrzu z wielkim hukiem. Trwało to na tyle długo żeby obudzić domowników dzielnicy. W domach zapaliły się światła, ludzie zaczęli wychodzić przed domy. Po kilku minutach wszyscy znaleźli się na ulicy i z niedowierzaniem wpatrywali się w fajerwerki. W miasteczku obok ewidentnie odbywał się festyn. Z daleka było widać różne karuzele i pełno kolorowych świateł. Wszyscy byli zszokowani tym faktem, szczególnie przez to że miasteczko jest opuszczone od trzydziestu lat. Na ulicy wybuchł ogólny chaos. Ludzie nie mieli pojęcia co się dzieje, nikt nie mógł znaleźć logicznego wyjaśnienia jak miasto odżyło w kilka godzin. Do około można było usłyszeć szepty „ktoś wie o co tu chodzi?". Nagle z tłumu padło głośne pytanie które każdy miał na ustach. Po tych słowach wszyscy wymieniali się spojrzeniami, lecz nikt nie spróbował odpowiedzieć na te słowa. „Ktoś musi sprawdzić co tam się dzieje". Ta sam osobo znów zabrała głos. „Jak jesteś taki mądry, to może sam pójdziesz?", sarkastyczne pytanie rzucone z tłumu ludzi sprawiło, że sytuacja zrobiła się bardziej napięta, a ludzie zaczęli się zgadzać z mężczyzną. „Ma rację", „niech sam idzie", „my nie mamy zamiaru iść". Ludzie ewidentnie nie byli skłonni, żeby pójść do miasta obok. Po kilku minutach napiętej atmosfery, przed szereg wychodzi Greg, mężczyzna który zaczął dywagacje. „Skoro chcecie to pójdę, to żaden problem dla mnie". Greg odwrócił się od reszty ludzi i poszedł do domu się przebrać. Kilka osób z grupy wróciło do domu, lecz zdecydowana większość została na ulicy. Po chwili mężczyzna wyszedł z domu, wsiadł do swojego samochodu, odwrócił głowę w stronę ludzi i powiedział. „Powinienem szybko wrócić". Po tych słowach Greg odpalił samochód i ruszył w stronę miasta. Droga była dla mężczyzny bardzo dziwna, nie mijał się z żadnym samochodem, we wszystkich domach było zgaszone światło i mikrofony nie było na zewnątrz. Miasto wyglądało na opuszczone. Po kilku minutach, Greg minął ostatni budynek miasta, a jego oczom ukazał się wilki szyld niegdyś opuszczonego miasta do którego zmierzał„ Witamy w Late town". Początek miasta wskazywał na to że jest opuszczone, stare domy, zniszczony asfalt i zieleń która zajmowała każdy możliwy kąt. Greg powoli zmierzał do przodu wypatrując czegoś, co mogło wyjaśnić fajerwerki. Samochód ledwo się toczył, a mężczyzna nie znalazł nic konkretnego. Na twarzy Grega pojawiło się zwątpienie, lecz zobaczył na niebie ogromną smugę światła unoszącą się ku górze, momentalnie dodał gazu i ruszył w stronę głównej ulicy, jechał zdecydowanie za szybko, co spowodowało że wjechał na skrzyżowanie z pełnym impetem zatrzymując się na samym jego środku. Spojrzał w lewo, a jego oczom ukazał się wielki festiwal który znajdował się na końcu ulicy. Bez chwili namysłu Greg wprawił samochód w ruch i ruszył w stronę wielkiego festynu powtarzając pod nosem „ to niemożliwe, to niemożliwe". Po dotarciu na miejsce, Greg szybko wyszedł z samochodu i wszedł do środka. Na pierwszy rzut oka było widać, że wyglada trochę inaczej niż inni, co sprawiło że czuł się trochę nieswojo, nerwowo włożył ręce do kieszeni i zaczął rozglądać się dookoła.
-Hej
Greg nerwowo odwrócił się za siebie.
-Hej-Odpowiedział zdezorientowany.
-Fajna kurtka, jeszcze nigdy takiej nie widziałam, wyglądasz inaczej niż wszyscy, można by powiedzieć że....lepiej.
-Dzięki, to taki nowy styl.
-Powiedz, co tutaj robisz? Szukasz kogoś?
-Niezupełnie, przyjechałem żeby się dowiedzieć jak to się tu znalazło.
-Dlaczego tak bardzo ciebie to dziwi?- dziewczyna sarkastycznie zapytała podśmiewając się pod nosem- przecież co miesiąc jest tutaj festyn. Skąd jesteś?
-Pochodzę z Gold City.
-A gdzie to jest?
-Obok tego miasta.
-Pierwsze słyszę, ale patrząc na ciebie, nie dziwi mnie że mieszkasz w takim mieście. Jak masz na imię?
-Greg, a ty?
-Michelle
Po usłyszeniu tego imienia, Greg na chwilę zamarł.
-Wszystko dobrze Greg? Wyglądasz jakbyś zobaczył ducha.
-Tak tak wszystko dobrze, może masz ochotę na watę cukrową?
-Jasne.
Greg momentalnie spoważniał, droga do stoiska upłynęła w grobowej ciszy. Gdy dwoje nowo poznanych ludzi stało w kolejce, Michelle zauważyła swoich przyjaciół.
-Spójrz Greg, tam są moi znajomi, może chcesz ich poznać.
Greg odwrócił głowę i spojrzał na grupę ludzi mówiąc.
-Jasne, ja zamówię a ty już do nich idź.
-Na serio?
- Oczywiście, zaraz do was dołączę.
Michelle opuściła kolejkę i ruszyła w stronę przyjaciół, gdy była już kilka metrów od Grega, mężczyzna odszedł w drugą stronę, jak najszybciej chciał znaleźć się jak najdalej od nowo poznanej dziewczyny. Greg był bardzo zmieszany, przechadzał się bezmyślnie nie zwracając na atrakcje wokół niego, najbardziej był zainteresowany barem, usiadł na krześle i wymownym wzrokiem spojrzał na barmana.
-Dwa głębsze poproszę.
-Chyba niezbyt dobrze się bawisz?
-Czuję że tutaj nie pasuję.
-Nawet wyglądasz inaczej, wiec nie powinno cię to dziwić. Twoje zamówienie.
Greg wziął pierwszy kieliszek do ręki i szybko wypił jego zawartość, na jego twarzy nie było widać grymasu spowodowanego trunkiem.
-Dla mnie będzie piwo.
Nieznajomy usiadł obok Grega patrząc się na niego. Greg odwrócił głowę w prawą stronę mówiąc.
-Pomóc ci w czymś?
-Jesteś bogaty?
-Nie dam ci żadnych pieniędzy.
-Nie chcę twoich pieniędzy, po prostu wyglądasz na kogoś kto rzadko bywa w takich miejscach.
Greg przemilczał wypowiedź obcego mężczyzny „pańskie piwo". Nieznajomy wziął butelkę do ręki i odszedł od lady
-Jak to się stało, że to wszystko jest tutaj?
Mężczyzna nie zdążył odejść daleko.
-Mów mi Ethan, i nie wiem o co ci chodzi.
-Przecież od trzydziestu lat nie było tu żadnego festiwalu.
-Wiesz co, jednak jesteś dziwny.
Ethan wstał od lady i zniknął pośród tłumu. Greg wziął do ręki drugi kieliszek, tym razem widać było że mu nie smakowało. Mężczyzna wstał i udał się w stronę wyjścia. Gdy wszedł na parking zauważył Michelle która stała obok jego samochodu.
-I gdzie moja wata?
-Skąd wiedziałaś jak wyglada mój samochód?
-Dlaczego już chcesz jechać?
-Czułem że nie jestem w twoim zasięgu, dlatego poszedłem.
-Wiec poszedłeś się napić?
-Skąd wiedziałaś?
-Widziałam cię przy barze z Ethanem, i też widziałam jakim samochodem przyjechałeś. Całkiem ładny, zupełnie inny niż reszta.
-Też mnie to dziwi, w końcu to żaden nowy model.
-Pierwszy raz widzę taki samochód. Powiedz, dlatego tak dziwnie zareagowałeś na moje imię?
-Moja mam miała tak na imię, i pierwszy raz od piętnastu lat słyszę żeby ktoś je wymówił.
-I na serio uciekłeś ode mnie bo myślisz że jestem dla ciebie za ładna?
-Nie, to znaczy tak, ale nie.
-Hahha
-Chodzi o to że, Late Town jest opuszczone od trzydziestu lat a tu nagle festyn, wiec przyjechałem to sprawdzić.
-Jakie Late Town?
-No to gdzie się znajdujemy.
-Przecież jesteśmy w Feast Town
-Przecież zmienili tą nazwę w 1985 roku.
-Jak mogli ją zmienić skoro jeszcze nawet nie było tego roku.
-Ty chyba się zatrzymałaś w czasie ponieważ jest 2010.
-Jaki 2010? Jest 1979.
-To jak niby się cofnąłem w czasie?
-To jak niby ja się przeniosłam do przyszłości?
-Masz jakieś urojenia.
-To chodź zobaczymy datę na gazecie.
Sfrustrowana Michelle wzięła za rękę Grega i ruszyła w stronę stoiska z gazetami.
-Widzisz?
-Nie, to nie może być prawda.
-Ale jak ty to zrobiłeś m?
-Nie mam pojęcia.
-Więc u ciebie jest 2010 rok?
Nagle Greg wstał i spojrzał z przerażeniem w oczy Michelle.
-Jak masz na nazwisko?!
-Dlaczego py...
-Odpowiedz!
-Walker.
-Nie wieże.
-O co ci chodzi?
-Jesteś moją mamą.
-Jak to twoją mamą?!
Greg szybko odwrócił się od Michelle i uciekł do samochodu i odjechał. Greg miał dosyć tej nocy, jak najszybciej chciał wrócić do domu, lecz jego pojazd miał wobec niego inne plany. Gdy mężczyzna dojeżdżał do skrzyżowania, jego samochód wyłączył. Greg nerwowo uderzył dwa razy w kierownicę i wyszedł z samochodu trzaskając drzwiami. Czekała go długa wyprawa do domu. Wziął najpotrzebniejsze rzeczy które zostały w samochodzie i ruszył w stronę Craft City, miasta w którym mieszkał. Jego droga prowadziła przez boczne uliczki zniszczonego miasta, Greg nie chciał rzucać się w oczy wiec trzymał się z daleka od głównej ulicy. Droga była bardzo ciężka ze względu zniszczone drogi i dużo zieleni która była wszędzie. Droga powrotna ciągła się w nieskończoność aż Greg dotarł do dzielnicy Nauglity. To była dzielnica z której się wywodziła Michelle, mężczyzna wyprowadził się ze swojego rodzinnego domu kiedy miał kilka lat. Greg wszedł na długą drogę która prowadziła przez Nauglity. Wszystkie domy były zniszczone, oprócz jednego. Greg podszedł bliżej, stanął przed drzwiami frontowymi na których było napisane „Nauglity 28 dzwonek nie działa proszę pukać". Greg wziął dwa głębokie i zapukał w drzwi. Kompletna cisza. Zapukał drugi raz. Znów kompletna cisza. Mężczyzna postanowił wejść do środka, złapał za klamkę i lekko przekręcił, drzwi były otwarte. W domu panowała kompletna ciemność, tylko poszczególne promienie światła fajerwerek wpadało do domu. Greg zrobił dwa kroki w stronę domu i zamknął za sobą drzwi i zaczął eksplorację domu. Jego każdy krok był bardzo powolny i jednocześnie głośny, drewniana podłoga dawała o sobie znać z każdym następnym przebytym metrem. Greg po woli zbliżał się do salonu, gdy nagle z Górnego piętra zaczął się wydobywać płacz dziecka. Momentalnie Greg zerwał się i ruszył na schody po których biegł na drugie piętro, szybko otworzył drzwi od pokoju a jego oczom ukazał się najgorszy możliwy widok. W łóżeczku leżał kilkumiesięczny Greg, a obok niego leżał jego ojciec, David Ramsey z nożem w klatce piersiowej. Ten widok zabił go od środka. W tym samym momencie wydobył się dźwięk frontowych drzwi. „Wróciłam!" To była Michelle. Greg bardzo spanikował, nie wiedział jak uciec z domu, w tym samym czasie było słychać jak Michelle wchodzi po schodach. Greg nie chciał wyskakiwać przez okno, ponieważ to mogło się źle dla niego skończyć. Szybko wyciągnął nóż z klatki piersiowej Davida i zaczaił się obok drzwi. Gdy Michelle weszła do pokoju, Greg momentalnie uderzył ją trzonkiem w skroń. Michelle upadła bezwładnie na podłogę a Greg wybiegł z pokoju wyrzucając za siebie narzędzie zbrodni. Szybko wybiegł z domu i ruszył w stronę Craft City. Z daleka było widać jak światła festynu gwałtownie gasną do tego stopnia, że w okolicy zrobiło się kompletnie ciemno. Drona powrotna trwała kilka godzin, gdy Greg wrócił do swojej dzielnicy, wszystko wyglądało zupełnie inaczej. Przy drodze siedział starszy facet, mężczyzna podszedł do niego.
-Dzień dobry.
-Dobry, pierwsze pana widzę. Jakiś nowy sąsiad?
-Nie nie, ja tu mieszkam.
-Tak? A od jak dawna?
-No w tym mieszkaniu od roku ale w mieście już dość długo.
-Nie kojarzę pana.
- Czy to dzielnica North district ?
-Zgadza się, to może powiedz jak się nazywasz.
-Ramsey, Greg Ramsey.
-Ooooo to żeś się spóźnił kilka dziesiąt lat.
-O czym pan mówi?
-U na s tutaj chodzi taka legenda, że jakiś na początku wieku niejaki Greg Ramsey pojechał do Late town i już nigdy nie wrócił a ci najlepsze, że to miasto było już dawno opuszczone. Co roku o tej samej porze w tym jednym dniu wydobywają się światła z tego miasta, że niby jakiś festyn, każdy robi w portki patrząc na to miasto i nikt tam nie chodzi.
-I coś wiadomo co się z nim stało?
-Z kim?
- Z Gregiem Ramsey?
-Niby go szukali, ale kto ich tam wie czy w ogóle ktoś był w tamtym mieście. Teraz ludzie nazywają je Haunted town, że niby tam straszy, ale licho ich wie. Wiem tyle że 14 kwietnia o 22:18 są tam jakieś czerwone światła i fajerwerki. Ale jak mówiłem, licho ich tam wie co tam się wyprawia.
Greg odszedł bez słowa. Był bardzo wycieńczony, jedynie chciał się położyć spać. Gdy dotarł do swojego domu, był on w kompletnej ruinie. Prawie cały dom był oplątany bluszczem a okna były zabite deskami. Greg nie mógł uwierzyć w to co się dzieje, podszedł do drzwi i lekko je uchylił. Jego oczom ukazał się kompletnie zrujnowane wnętrze a na środku korytarza leżał dokładnie taki sam nóż którym uderzył Michelle. Greg wyszedł z zrujnowanej posiadłości i wrócił do starszego faceta.
-Przepraszam, kto mieszka pod North district 58?
-Nikt, od 2010 ten dom stoi pusty, nikt nie chce go kupić że niby duchy z Haunted town tam się zaległy po tym jak ten biedaczyna nie wrócił. Ale cóż minął prawie wiek a ludzie i tak wierzą w to licho.
-Jak wiek? Który mamy rok?.
-2100